2008 - Tydzień na Łowisku Rybowo
Wreszcie urlop - urlop zaplanowany od bardzo długiego czasu - czyli tydzień karpiowania na łowisku specjalnym Rybowo.
Ale jak to było od początku??
Połowa lipca kolega Darek Ch. dzwoni do mnie i mówi że znalazł wspaniałe łowisko na nasz planowany urlop, szybkie wejście na stronę i od razu oczarowanie - woda 10ha i tylko 8 stanowisk - to jest to!!, do tego trzciny, spokój cisza - rezerwujemy!!
Pierwszy telefon do właściciela P. Sławomira Winieckiego - pytam o stanowisko nr 8 i 7 dla pewnych kolegów z Łodzi, którzy później nie potrafili nawet zadzwonić, ale to nie istotne. Pan Sławomir radzi wziąść "siódemke". Tutaj muszę napisać drugich takich gospodarzy jak Pan Sławomir i Pani Violetta Winieccy nie spotkacie nigdzie indziej!! Przesympatyczni wspaniali, życzliwi ludzie coś niesamowitego - człowiek czuje się jak u siebie w domu I TO WCALE NIE JEST PRZESADA!!
Ale powróćmy dalej - dzwonię do Marka Hallasa (konsultant na łowisku) on również radzi zasiąść na siódemce - więc postanowione stanowisko nr 7 jest nasze. Następnie przychodzi pasmo nieszczęść - ojciec mojego kolegi ląduje w szpitalu z śmiertelnym rakiem - żal gardło ściska, gdy musiałem pożyczać sondę od Darka tuż przed codziennym jego wyjazdem do szpitala (wielkie współczucie :( :( ), następnie propozycja do Darka Cieplińskiego - wszystko jest nagrane i Darek dostaje pracę (teraz już Ci nie odpuszczę - do Zabrza jedziemy się obkupić hehe), kolejny telefon do Paliwka - znowu nie tak wypada mu egzamin i zostaje na lodzie a przecież urlop mam tylko jeden - uratowała mnie żona i powiedziała, że pomimo pogody pojedzie (no i jak zawsze przyniosła szczęście - DZIĘKUJE!!).
A więc jedziemy - nie moge tu nie wspomnieć o presji na mnie przez Franka i mojego kolegę Darka Ch. hehehhe - jade i tuż przed Koninem na autostradzie kolejny pech - awaria samochodu - 5 godzin stracone przez co musiałem odwołać spotkanie z Markiem Hallasem i nie porozmawiałem z wędkarzami, którzy w ten dzień opuszczali moje stanowisko po długiej zasiadce. Pomoc drogowa zawozi mnie do Konina, gdzie dostaje samochód zastępczy - i co znowu pech - okazuje się, że zostawiłem dokumenty (dowód i prawko) w Kielcach - przepisujemy wszystko na Karolinę i wreszcie jazda (Darek wtedy właśnie dzwoniłem do Ciebie).
Wreszcie Rybowo - wita mnie gospodarz Pan Sławek i prowadzi na stanowisko. Oto zdjęcia miejscówki:
i nocny widoczek
Krótka rozmowa - jaki zakres mam do obłowienia, parę informacji o łowisku i do pracy. Najpierw pompujemy ponton zapinamy sondę i na wodę. Płynę najpierw w sugerowane miejsca połowu czyli przeciwległy brzeg - woda płytka około 1,5m, dno równe bardzo silnie zamulone - nie widać jakiejkolwiek aktywności żerowej co bardzo mnie zaniepokoiło zwłaszcza, że poprzednicy zjechali z łowiska kilka godzin temu. Pływam dalej wszędzie bardzo równo dno nieciekawe: głębokość waha się do 1,8 do 2m naprawdę niczego nie można się uczepić. Więc gdzie jak szukać, gdzie łowić - przecież to praktycznie ostatni wyjazd. Decyzja zapada będę łowił trzema wędkami przy trzech różnych miejscach i do tego trzema różnymi taktykami nęcenia - w razie sukcesu na jednym z zestawów inne będę przesuwał.
Wybór padł:
wędka numer jeden -1-1,5m od trzcin (odległość od stanowiska około 170m), nęcenie punktowe na zestaw kulkami rybnymi o średnicy 24 i 26mm + pellet 20mm
wędka numer dwa - odsuwam się na jakieś 20m od trzcin (odległość od brzegu około 150m) i na lewo o jakieś 25m od wędki nr 1 - nęcenie punktowe z trzema niewielkimi ścieżkami zanętowymi - nęcę kulkami mięsnymi - natural food i krab średnicy 24 i 18mm łamiąc delikatnie scopexem średnicy 16mm do tego 1,5kg konopii
wędka numer trzy - około 110m od brzegu i około 30m na lewo od wędki numer dwa - taktyka nęcenia zupełnie inna - "dywanik" - typowo słodko z malutką domieszką kulek mięsnych i pelletu - kulki to 16 i 20mm scopex i tutti-frutti + kukurydza w ilości około 4kg na zestaw + 2kg konopi na zestaw zalewane boosterem tutti-frutti
A więc zestawy - na wędce nr 3, dno mniej zamulone - zestaw to: główna żyłka TB Extreme 0,30mm, około 60cm leadcore anaconda, przypon około 20cm Fluorocarbon TB z miękkim włosem na plecionce suffix i haku nr 2 TB
wędka nr 2 i 1 - główna plecionka 0,23 i 0,26mm Power Pro, około 8m przyponu strzałowego z żyłki 0,55mm TB, około 60cm leadcore anaconda, przypony jeden sztywny (kij 2) łamany drugi miękki (kij 1) na plecioneczce oba długie około 40cm.
A więc zestawy do wody i pierwsza nocka. Wieczór spokojny można oddać się zasłużonemu odpoczynkowi co też robimy. Przy wieczornym grilku i "małym" kieliszeczku oczy szybko się zamykają, śpimy. Około godziny drugiej hegemonia zostaje zakłucona dźwiękiem sygnalizatora na wędce nr 3 - wybieg z namiotu - branie delikatne: swinger podjeżdża ciut do góry i opada - TNE!! Niestety oporu żadnego dopiero pod brzegiem okazuje się iż to mała kilóweczka - mata w ruch :rotfl: i do wody, a przede wszystkim z powrotem do namiotu bo cieplutko nie jest.
Dzień drugi to zmiany w przynętach - wędka numer 1 i 2 kulki zmienione (zauważam że po jednej nocce głęboki kilkudniowy dip jest nie wyczuwalny - kulki przechodzą zapachem mułu - decyzja będę je zmieniał dwa razy na dobę) - tak zmiany to: woreczki PVA zalewane bosterem (kij 1 - squid octobus, kij 2 natural) do tego delikatnie kilka kulek i pelletu - wędka numer dwa zmiana - mały wziął na kulke scopex 16mm dipowaną w miodzie - zmiana kulka scopex 20mm dipowana na truskawce (wtedy nie wiedziałem że to był właśnie strzał w dziesiątke) - wywózka i relaks na foteliku - przy codziennym warsztacie przynętowym.
Dzień mija niestety spokojnie i coraz bardziej zaczynam się obawiać, że zła passa trwa dalej - cały czas dzwoniłem do Darka Ch. i Franka zdając relacje i dzieląc się pomysłami i spostrzeżeniami.
Do tego zapoznałem się z dwoma malutkimi przyjaciółmi, których systematycznie przez cały wyjazd dokarmiałem hehehe:
Tak więc dzień mija spokojnie. Kolejną noc witam z dużymi nadziejami - czuwam przy wędkach do około północy gdzie znowu sen wygrywa. Idę spać. Godzina 3:00 - wędka nr 3 - nieustanny ciągły pisk sygnalizatora wyrywa mnie ze snu - w pędzie do wędki troszkę uszkadzam tropik - cięcie i jest!! Nie będę pisał że to był piękny hol bo niestety nie był - monotonne pompowanie aż do samego brzegu gdzie podbierak podaje mi Karolina i udaje się wprowadzić rybę za pierwszym podejściem. Radość jednak ogromna - wreszcie jest!! zła passa przełamana no i nie ciąży już nade mną presja (myśle już o porannych telefonach :):):))
A więc fotki, bo rybka mimo słabego holu okazuje się mieć fajne rozmiary. Waga wskazała 11,73 - tak więc przyjąłem, że karp waży 11kg.
Rano dzwonie i opowiadam - napięcie zeszło całkiem. Teraz już wiem, że karpie weszły i następne branie to tylko kwestia czasu - nic bardziej mylnego!!! Kolejne dni i noce są "cichutkie" nie ma brań i coraz więcej czasu spędzam na przemyśleniach, zmianach kulek, przyponów - zbiornik przepływam i chodzę po przeciwległym brzegu - szukam karpi, nic nawet malutkiego bąbelka, wsiadam na ponton z sondą pływam - wypatruje czegokolwiek:
Cóż jednak moje próby zmiany takiego stanu rzeczy nic nie wnoszą - decyduję się na przeniesienie wędki nr 2 do wędki nr 3 i na konsekwencje w nęceniu - wychodzę z założenia, że trzeba karpie przeczekać w końcu zaczną brać.
W międzyczasie nad wodę zjeżdżają inni - najpierw Jurek, później Szymon z Markiem, a na końcu Krzysiek z kolegą (przepraszam ale niestety zapomniałem jak ma na imię). Spędzamy wieczory przy stoliku na którym "nie brakuje niczego " :D:D:D, no i oczywiście na ciągłych rozmowach o naszym hobby. Brania przestają już być tak istotne choć ciągle w głowie myśli się kołatają z zapytaniem - dlaczego nie biorą??
Nic to w tak miłej atmosferze czas upływa do ostatniej nocy - powiem szczerze nie myślę już o braniach, trudno i tak zawsze nie wracam z nad wody "o kiju". Idziemy spać. W nocy dźwięk "budzika"!!! Karolina wyłącz budzik, wyśpijmy się jutro długa droga - dobrze już wyłączam, ale Krzysiu to nie budzik - czy to nie jest Twoja centralka? - o kuuuurrr.. Wybieg z namiotu - jedzie, jedzie - cięcie JEST!! Idzie bardzo ciężko, walczy - zupełnie inaczej jak tak 11 z drugiej nocki - kołowrotek raz po raz oddaje plecionkę - ale dobrze niech wyszaleje się tam a nie tu przy trzcinach - karp jest na lewo - nie wiem jak daleko boje się o trzciny cały czas mam je w głowie - a wiem i czuje, że to napewno życiówka - wędka gnie się niesamowicie takiej jej jeszcze nie widziałem, ale twardo nie daje karpiowi możliwości do popisu wiem, że musze go zmęczyć przed trzcinami - prosze Karolinę, aby poszła po Marka - który ma wodery, ja w gumowcach nie mam takiego zasięgu, aby odciągnąć rybę od trzcin. Jest Marek który przynosi w worku rybę, którą właśnie przed momentem wycholował (później waga wskazuje 9,1kg) - ja swojego karpia mam już blisko już widać wiry na wodzie (okazuje się, że ciągnę go razem ze swoją bojką znaczącą łowisko) - Marek pewnie za pierszym podejściem podbiera rybę - patrzymy w podbierak - MOJA RADOść JEST OGROMNA.Waga pokazuje ponad 16kg razem z workiem - oto pierwsze fotki (rano waga wskaze 15,6kg).
W pełni szczęścia idę spać choć zasnąć było niełatwo - latają mi po głowie różne myśli - również o tym jak pokaże fotki tu na forum, jak inni rano zareagują itp. Ledwo co zasnąłem słyszę sygnalizator wędka nr 3 (poprzednie branie to wędka nr 2) - wybiegam - cięcie i JEST!!
Znowu ciężko, znowu czuje ogromny ciężar - karp idzie ostro na lewo - to jest to czego najbardziej się boje - nie uda mi się odciągnąć go od trzcin - wchodzę do wody po sam zasięg gumowców aż troszke się wlewa - ale adrenalina mnie grzeje mocniej niż wychładza woda - trzymam już wędkę za sam koniec blanku - bardzo ciężko tak się holuje - walka przebiega tak praktycznie od samego początku - co gorzej w połowie holu stary pożyczony kołowrotek umiera - korbka przeskakuje ale powoli coś nawija - jest naprawde ciężko - czuje całe ramię a karp idzie już teraz mocno w trzciny - czuje to wyraźnie - nie jest już daleko - decyduje się na wejście w trzcinę, aby stworzyć jeszcze większy kąt, który może rybę odciągnie - trzcina jednak jest gęsta i nie daje mi za dużo możliwości - boję się, że nie dam rady i karp wejdzie w zaczepy - decyduje się na super ostry hol - dokręcam hamulec i ciągnę z całej siły wreszcie widzie w świetle czołówki żyłke - nie jest dobrze karp jest w trzcinach, ale na samych ich skraju wszedł w nie około 1,5-2m - łapię koniec blanku i maksymalnie do i na prawo staram się poderwać karpia do góry, aby nie zanurkował dalej ,bo będzie koniec - wszystko na maksymalnie zakręconym hamulcu - manewr się udaje żyłka piszczy strasznie, ale przeciągam karpia przez trzcinę - hamulec luzuje i już wierzę, że ja ten pojedynek wygram - karp jednak walczy do końca robi kilka mocnych ale krótkich odjazdów, po czym udaje mi się go wprowadzić do podbieraka - JESTEŚ MÓJ!!
Zasypiam - karpie w workach czekają na poranną sesje - jestem nieprawdopodobnie szczęśliwy.
Rano budzą mnie koledzy, którzy wszyscy przychodzą obejrzeć karpie i robić zdjęcia - naprawdę wspaniałe uczucie - zero zawiści - coś pięknego i wielki szacunek dla nich - na moich wodach raczej ciężko o coś podobnego.
No cóż a oto esencja czyli fotki najpierw ten karp "trzcinowy" ach moje biedne ramie hehe - waga 14,8kg
I punkt kulminacyjny czyli moja nowa życiówka. Waga to 15,6kg
Na koniec trzy ważne sprawy - łowisko Rybowo polecam gdyż są wspaniałe ryby, cudowny klimat, ale przede wszystkim i co najważniejsze są przecudowni właściciele czyli Państwo Winieccy - wielkim szokiem był dla mnie wędzony pstrąg praktycznie codziennie, gorąca kaszanka - naprawdę uważam, że każdy powinien tam pojechać - ja wrócę NAPEWNO.
Cudowni ludzie jakich poznałem - wstawie zdjęcie, bo myślę, że się nie obrażą hehe - wspólne rozmowy i klimat to co może się w tym momencie wydać dziwne, były chyba równie ważne o ile nie ważniejsze od tych ryb.
Na dole od prawej: Merak i Szymek,
Na górze od prawej: Jurek, Ja :), Krzysiek i jego kolega którego zapomniałem imienia i troszkę mi głupio
No i na koniec najważniejsza osoba całego wyjazdu bez której wogóle by mnie tam nie było :):)
2008 - Tydzień na Łowisku Rybowo
Wreszcie urlop - urlop zaplanowany od bardzo długiego czasu - czyli tydzień karpiowania na łowisku specjalnym Rybowo.Ale jak to było od początku??
Połowa lipca kolega Darek Ch. dzwoni do mnie i mówi że znalazł wspaniałe łowisko na nasz planowany urlop, szybkie wejście na stronę i od razu oczarowanie - woda 10ha i tylko 8 stanowisk - to jest to!!, do tego trzciny, spokój cisza - rezerwujemy!!
Pierwszy telefon (link do strony: http://www.rybowo.adn.pl/ ) do właściciela P. Sławomira Winieckiego - pytam o stanowisko nr 8 i 7 dla pewnych kolegów z Łodzi którzy później nie potrafili nawet zadzwonić, ale to nie istotne. Pan Sławomir radzi wziąść "siódemke". Tutaj muszę napisać drugich takich gospodarzy jak Pan Sławomir i Pani Violetta Winieccy nie spotkacie nigdzie indziej!! Przesympatyczni wspaniali, życzliwi ludzie coś niesamowitego - człowiek czuje się jak u siebie w domu I TO WCALE NIE JEST PRZESADA!!
Ale powróćmy dalej - dzwonie do Marka Hallasa (konsultant na łowisku) on również radzi zasiąść na siódemce - więc postanowione stanowisko nr 7 jest nasze. Następnie przychodzi pasmo nieszczęść - ojciec mojego kolegi ląduje w szpitalu z śmiertelnym rakiem - żal gardło ściska gdy musiałem pożyczać sondę od Darka tuż przed codziennym jego wyjazdem do szpitala (wielkie współczucie ), następnie propozycja do Darka Cieplińskiego - wszystko jest nagrane i Darek dostaje pracę (teraz już Ci nie odpuszczę - do zabrza jedziemy się obkupić hehe), kolejny telefon do Paliwka - znowu nie tak wypada mu egzamin i zostaje na lodzie a przecież urlop mam tylko jeden - uratowała mnie żona i powiedziała że pomimo pogody pojedzie (no i jak zawsze przyniosła szczęście - DZIęKUJE!!).
A więc jedziemy - nie moge tu nie wspomnieć o presji na mnie przez Franka i mojego kolegę Darka Ch. hehehhe - jade i tuż przed Koninem na autostradzie kolejny pech - awaria samochodu - 5 godzin stracone przez co musiałem odwołać spotkanie z Markiem Hallasem i nie porozmawiałem z wędkarzami którzy w ten dzień opuszczali moje stanowisko po długiej zasiadce. Pomoc drogowa zawozi mnie do Konina gdzie dostaje samochód zastępczy - i co znowu pech - okazuje się że zostawiłem dokumenty (dowód i prawko) w Kielcach - przepisujemy wszystko na Karolinę i wreszcie jazda (Darek wtedy właśnie dzwoniłem do Ciebie).
Wreszcie Rybowo - wita mnie gospodarz Pan Sławek i prowadzi na stanowisko. Oto zdjęcia miejscówki:
I nocny widoczek:
Krótka rozmowa - jaki zakres mam do obłowienia, parę informacji o łowisku i do pracy. Najpierw pompujemy ponton zapinamy sondę i na wodę. Płynę najpierw w sugerowane miejsca połowu czyli przeciwległy brzeg - woda płytka około 1,5m, dno równe bardzo silnie zamulone - nie widać jakiejkolwiek aktywności żerowej co bardzo mnie zaniepokoiło zwłaszcza że poprzednicy zjechali z łowiska kilka godzin temu. Pływam dalej wszędzie bardzo równo dno nieciekawe: głębokość waha się do 1,8 do 2m naprawdę niczego nie można się uczepić. Więc gdzie jak szukać, gdzie łowić - przecież to praktycznie ostatni wyjazd. Decyzja zapada będę łowił trzema wędkami przy trzech różnych miejscach i do tego trzema różnymi taktykami nęcenia - w razie sukcesu na jednym z zestawów inne będę przesuwał.
Wybór padł:
wędka numer jeden - 1-1,5m od trzcin (odległość od stanowiska około 170m), nęcenie punktowe na zestaw kulkami rybnymi o średnicy 24 i 26mm + pellet 20mm
wędka numer dwa - odsuwam się na jakieś 20m od trzcin (odległość od brzegu około 150m) i na lewo o jakieś 25m od wędki nr 1 - nęcenie punktowe z trzema niewielkimi ścieżkami zanętowymi - nęcę kulkami mięsnymi - natural food i krab średnicy 24 i 18mm łamiąc delikatnie scopexem średnicy 16mm do tego 1,5kg konopii
wędka numer trzy - około 110m od brzegu i około 30m na lewo od wędki numer dwa - taktyka nęcenia zupełnie inna - "dywanik" - typowo słodko z malutką domieszką kulek mięsnych i pelletu - kulki to 16 i 20mm scopex i tutti-frutti + kukurydza w ilości około 4kg na zestaw + 2kg konopi na zestaw zalewane boosterem tutti-frutti
A więc zestawy - na wędce nr 3 dno mniej zamulone - zestaw to: główna żyłka TB Extreme 0,30mm, około 60cm leadcore anaconda, przypon około 20cm Fluorocarbon TB z miękkim włosem na plecionce suffix i haku nr 2 TB
wędka nr 2 i 1 - główna plecionka 0,23 i 0,26mm Power Pro, około 8m przyponu strzałowego z żyłki 0,55mm TB, około 60cm leadcore anaconda, przypony jeden sztywny (kij 2) łamany drugi miękki (kij 1) na plecioneczce oba długie około 40cm.
Fotka podczas wiązania:
A więc zestawy do wody i pierwsza nocka. Wieczór spokojny można oddać się zasłużonemu odpoczynkowi co też robimy. Przy wieczornym grilku i "małym" kieliszeczku oczy szybko się zamykają, śpimy. Około godziny drugiej hegemonia zostaje zakłucona dźwiękiem sygnalizatora na wędce nr 3 - wybieg z namiotu - branie delikatne: swinger podjeżdża ciut do góry i opada - TNE!! Niestety oporu żadnego dopiero pod brzegiem okazuje się iż to mała kilóweczka - mata w ruch :rotfl: i do wody, a prezede wszystkim z powrotem do namiotu bo cieplutko nie jest.
Dzień drugi to zmiany w przynętach - wędka numer 1 i 2 kulki zmienione (zauważam że po jednej nocce głęboki kilkudniowy dip jest nie wyczuwalny - kulki przechodzą zapachem mułu - decyzja będę je zmieniał dwa razy na dobę) - tak zmiany to: woreczki PVA zalewane bosterem (kij 1 - squid octobus, kij 2 natural) do tego delikatnie kilka kulek i pelletu - wędka numer dwa zmiana - mały wziął na kulke scopex 16mm dipowaną w miodzie - zmiana kulka scopex 20mm dipowana na truskawce (wtedy nie wiedziałem że to był właśnie strzał w dziesiątke) - wywózka i relaks na foteliku - przy codziennym warsztacie przynętowym:
Dzień mija niestety spokojnie i coraz bardziej zaczynam się obawiać że zła passa trwa dalej - cały czas dzwoniłem do Darka Ch. i Franka zdając relacje i dzieląc się pomysłami i spostrzeżeniami.
Do tego zapoznałem się z dwoma malutkimi przyjaciółmi których systematycznie przez cały wyjazd dokarmiałem hehehe:
Tak więc dzień mija spokojnie. Kolejną noc witam z dużymi nadziejami - czuwam przy wędkach do około północy gdzie znowu sen wygrywa. Idę spać. Godzina 3:00 - wędka nr 3 - nieustanny ciągły pisk sygnalizatora wyrywa mnie ze snu - w pędzie do wędki troszkę uszkadzam tropik - cięcie i jest!! Nie będę pisał że to był piękny hol bo niestety nie był - monotonne pompowanie aż do samego brzegu gdzie podbierak podaje mi Karolina i udaje się wprowadzić rybę za pierwszym podejściem. Radość jednak ogromna - wreszcie jest!! zła passa przełamana no i nie ciąży już nade mną presja (myśle już o porannych telefonach :):) ) A więc fotki bo rybka mimo słabego holu okazuje się mieć fajne rozmiary. Waga wskazała 11,73 - tak więc przyjąłem że karp waży 11kg
« poprzednia | następna » |
---|
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.